Wyjazd w Dolomity w czerwcu będzie naszą nową świecką tradycją. To kolejny wyjazd z bratem gdzie będziemy razem podziwiać majestat gór i pokonywać kolejne trudności na farratach. Czy w tym roku czerwiec da nam dobrą pogodę umożliwiającą wspinanie? Jak się okazało dał:) Ale po kolei.
Dolomity w czerwcu. Czy tym razem się pogoda da radę? To pytanie już stawiane wszystkim możliwym pogodynkom w aplikacjach. Niby Dolomity to kilkanaście masywów i niby gdzieś zawsze świeci słońce to tak łatwo już na miejscu nie jest. Ogromne uciążliwości przemieszczania się z miejscowości do miejscowości spowodowane niesamowicie krętymi drogami znacznie utrudniają realizację celów.
Nie ma co narzekać. Startujemy jak zwykle w Misurinie. I co? Docieramy w pięknych okolicznościach przyrody. Świeci słoneczko małe chmurki. Idealne warunki na górki. Nieważne że cała nocka w podróży. Trzeba się ruszyć do góry. Chociaż na "mały" spacerek:)
Na rozruch wybieramy Rifugio Auronzo. Ale tym razem po przejściu juz wielokrotnie szlakiem 101 wybieramy wariant 119. Szlak okazał sie bardziej wymagający. I już były drobinki i ostre podejścia. A widoki z każdym krokiem rozwiewały resztki zmęczenia.
Dolomity w czerwcu. Czy tym razem pogoda utrzyma się wystarczająco długo żeby nacieszyć się górami? Zobaczymy. Pokonując ostre zejścia i podejścia, szczególnie po dotarciu na przełęcz, idziemy już w strone Tre Cime. Pogoda się utrzymuje a widoki tak cieszą gębę, że czujemy się szczęśliwi.
Dla kogoś kto tak kocha góry jak ja i coś tam przeżył to jak głęboki oddech, który napełnia mnie wewnętrznym spokojem. Można poczuć sięszczęśliwym. Przejście 119 i potem chyba 117 do schroniska Auronzo to zdecydowanie lepsza choć dłuższa droga w tym rejonie. Kolejnym plusem to praktycznie zero ludzi na szlaku.
To zderzenie następuje w drodze. Im bliżej do schroniska tym wszystkie możliwe "instagramowe" miejscóki okupowane są przez "nawet ciekawie" ubranych ludzi. Niestety mam wrażenie że to już taka tendencja. Trzeba się lansować żeby żyć:)))))))))
Dzień drugi na Misurinie. O dziwo pogoda się utrzymuje a my zaczynamy mieć nadzieję na dobrą czerwcową pogodę w Dolomitach. Pakujemy się i busem z przystanku koło kampingu jedziemy do schroniska Auronzo.
Wybralismy taką opcję bo dreptanie pod górkę już którys raz odpuściliśmy sobie tym razem. Chcemy mieć więcej czasu na górze. W planach wszystko co jest dookoła i jakaś ferrata. Mamy cały dzięń bo ostatni zjazd jest o po 18. Trzeba sprawdzić rozkład w danym okresie. Ruszamy rano po sniadaniu i fajnie bo jest mało ludzi. Ale tylko na starcie:)
Przy schronisku już nie było tak spokojnie. Morze ludzi. Widać że każdy chce skorzystać z takiej pogody. No nic. Takie nasze Morskie Oko. Zbieramy plecaki i ruszamy na trasę. Najpierw dookoła Tre Cime. Po drodze schroniska no te cudowne widoki. Ech. Nareszcie.
Ale takich miejsc jest więcej. Na każdej przełęczy widać cos innego. Inna perspektywa. No i oczywiście trzy wieże w tej perspektywie robią niesamowite wrażenie. Nie dziwię się że tyle tutaj ludzi. Szlaki dostepne dla wszystkich. A że odległości są znaczne to i rozłożenie ludzi jest juz przyzwoite. Idziemy do Rifugio Lorenzo i chcemy zrobić ferrate na Torre di Toblina.
Ale po dotarciu do schroniska i zobaczenia tych tłumów wokół...nie pozostało nam nic innego jak napawać się widokami. No i trochę cieżko znaleźć początek tej ferraty. Wiadomo że koniec języka za przewodnika... Nic to odpuściliśmy. Zdecydowanie za duży tłum. Wybieramy inną ferratę na Monte Paterno.
Kiedy nie znaleźliśmy podejścia ferratą tunelami na Monte Paterno wróciliśmy się na przełęcz i poszliśmy na ładną Senterio Croda Passaporto na szczyt z zejściem Sentiero delle Forcella. Dobry wybór. Piękne widoki na Tre Cime i całą dolinę z jeziorkami i Toblinem.
Początek to małe podejście z przełączy. Dla nas to było mega podejście piargiem ze skrótu z Lorenzzo biegnącego nad normalną drogą. Ładniejsze i eksponowane przejście niestety z mozolnym podejściem pod ferratę. Ubieramy się i ruszamy. W pogotowiu czołówki. Dają wiekszy komfort ale na tym przejściu można sobie spokojnie bez niej poradzić. Ładne przejście. Z lekkim plecakiem spoko. Ale nie wyobrażam sobie tutaj być żołnierzem. No cóż inne czasy inni ludzie.
Idzie sie z pięknym widokami. Szlak częściowo nieubezpieczony bo nie ma takiej potrzeby. Miejscami ładna ekspozycja. Ale raczej jak szlak podejsciowy niż klasyczna farrata.
Na szczyt trzeba odbić i wrócić tą samą drogą żeby kontynuować dalszą drogę. Zdecydowanie wejście na szczyt to widokowy mus. Przestrzeń i widoki 360 st. wynagradzają wysiłek. No i przerwa obiadowa w takich okolicznościach przyrody nie do przecenienia.