Jedziemy do Kambodży-Phnom PenhJedziemy do Kambodży. To kolejny punkt naszego wschodniego wyjazdu. Zmierzamy do Siem Reap żeby zrealizować kolejne marzenie. Zobaczyć Angkor Wat i cały kompleks. Do tej pory oglądałem to tylko w tv. I niebawem to się zmieni:) Teraz Siem Reap i cały kompleks świątynny jest w zasięgu ręki.

Ale najpierw trzeba się wydostać z Ho Chi Minh /Sajgonu/. Biur oferujących przejazd do Kambodży w Ho Chi Minh jest bardzo dużo. Jeśli Ci nie zależy na cenie bilety w przeróżnych konfiguracjach, standardach autobusów, destynacji czy czasu odjazdu kupisz za hotelowym rogiem. Nam zależało oczywiście na cenie i czasie wyjazdu. Nie chcieliśmy podróżować nocą. Nigdy nic nie wiadomo.

}W cene biletu wliczona jest też "usługa" załatwienia wizy na granicy. Pomimo zakupienia takiej opcji zapłaciliśmy do kieszeni naszej przewodniczki po pare dolarków extra. Ot wytliczenia;)

Po kilku odwiedzonych biurach nauczyłem się w końcu poprawnie wymawiać nazwę stolicy żeby Wietnamczyk mnie w miarę zrozumiał i miałem rozeznanie cenowe. Bilety od 17$ wzywż. Blisko naszego hotelu kupiliśmy właśnie za 17$ w klimatyzowanym busie z "usługą" prościutko do Phenom Penh. Teraz juz tylko jakieś zakupy, nawodnienie i odpoczynek. 

Jedziemy do Kambodży. Wyjazd tj. zbieranie pasażerów z różnych części Ho Chi MInh i jego przeróżnych hoteli troche trwa. Nas odbierają o 8 rano. Mile zaskoczeni standardem autobusu jesteśmy bardzo zadowoleni. Najważniejsze, że jest klima!

Jedziemy do Kambodży-nasz bus

Pakujemy się grzecznie do busa. Jeszcze sprawdzenie obecności. Bilety. I jedziemy. Kolejny kraj czeka na nas niecirpliwie...chociaż to może bardziej my.

Teraz spokojna jazda do granicy. Podziwiamy widoki i żeganmy się owoli z Wietnamem. Po przeczytaniu licznych relacji nastawiamy się psychicznie na granicę wietnamsko-kambodżańską i ich sławne poczucie "własnej" wartości. Nie mamy pojęcia co się bedzie działo. Ale uspokaja mnie profesjonalne podejście przewodniczko-opiekunki i dolary w kieszeni:) Dojeżdzamy do przejścia granicznego. No i się zaczęło....

Przejście graniczne. Punkt wydawania wiz. Wszystko w jednym. Dostajemy identyfikatory. Oczywiście musimy dać dodatkowy datek dla celników. Oddajemy paszporty i musimy wysiąść z busa. Zaczyna się robić dziwnie. Opiekunka zabiera nam paszporty i znika. Mamy czekać. Czekamy. Pilnujemy się wzajemnie tzn. pasażerowanie naszego busa trzymają się wzrokowo. Panuje harmider. Jest głośno. Cały czas wychodzą do ludzi jacyś dziwnie umundurowni ludzie i zbierają paszporty oczywiście kasując przy tym oficjalnie "honorarium".

Przekupstwo widać gołym okiem. Nie trzeba być śledczym żeby widzieć co tutaj się dzieje. Robi się co raz bardziej nerwowo. Mija godzina. Kończy się cierpliwość. Obok twardzi turyści, którzy nie chcą dać łapówki stoją w osobnej bardzo długiej kolejce. Pogranicznik ostentacyjnie cały czas wychodzi albo rzuca paszportami podróżnych. Masakra. Co tu się dzieje! Zaczynamy się pocić z nerwów....nie jest smiesznie.

Na szczęście po prawie dwóch godzinach opiekunka wraca z paszportami i możemy przejść przez granicę. Opuszczamy Wietnam. Teraz czekamy na wizę kambodżańską, która załatwia opiekunka. Przejeżdzamy busem do strefy niczyjej. Wysadzają nas przy jakimś dużym markecie. Tutaj mamy czekać dalej na zakończenie procedur;))) Ale już się tak nie denerwujemy. Jest lepiej.

Po kolejnej godzinie przychodzi opiekunka i zbiera nas do busa. Jesteśmy już bardzo zmęczeni. Nerwy i upał dają się we znaki. Ale w końcu mamy wizę! Tak to się załatwia. Nie rozmawialiśmy z żadnym pogranicznikiem, celnikiem ani innym oficjelem. Zapłacone wiza wbita. Huraaaaa.

Jedziemy do Kambodży no teraz już bardziej po Kambodży. Zmęczeni powoli docieramy do stolicy. Nasz hotel czeka. Ma mieć nawet taras z widokiem na miasto i basenem na dachu. Zmęczeni jesteśmy na miejscu. Zbawienny prysznic. Dobry pokój. Czas coś zjeść na mieście....